Oczami Marissy:
- Marissa, Justin spójrzcie w tę stronę - przyjemny głos dwudziestopięcioletniej kobiety rozdźwięczał zza kadru aparatu, próbując zwrócić uwagę dwóch dzieci, którzy biegali po całym ogrodzie. W końcu przestali i spojrzeli w stronę kobiety, a widząc co ona zamierza zrobić stanęli obok siebie, a na ich dziecinnych twarzach pojawił się promienny uśmiech. Kristen Argent uśmiechnęła się i nacisnęła na mały guziczek w aparacie, po czym rozległ się blask fleszu robiąc tym zdjęcie dla maluchów. Mała Marissa znowu zaczęła uciekać, a Justin wrócił do ogrywania roli goniącego.
Siedemnastoletnia dziewczyna o pięknych, blond włosach, jasnej karnacji i wielkich, zielonych oczach trzymała w dłoni zdjęcie sprzed dziesięciu lat i opuszkiem palca jeździła po twarzy małego chłopca. Wspominała tę chwilę wiele razy, ciągle nie mogąc pogodzić się z tym, że straciła najlepszego przyjaciela..
Siedziałam na siedzisku pod oknem, obserwując padające krople deszczu i wodząc palcem po każdej z nich, która właśnie spływała po szybie. Starałam się nie wspominać Justina, odkąd zaczął swoją karierę nie chciałam niczego innego jak tylko o nim zapomnieć. Chciałabym, aby było to takie łatwe do zrobienia. Widzę jego twarz niemal co godzinę w telewizji, gazetach czy bilbordach. Nie kontaktowaliśmy się odkąd rozpoczął swoją karierę, ja wyjechałam z Kanady i od tamtej pory razem z mamą, jej nowym mężem oraz moim przyrodnim bratem mieszkamy w Chicago. Mój tata umarł w wypadku samochodowym pięć lat temu, kiedy samochód poślizgnął się na drodze. Może wydawać Wam się to niedorzeczne, ale od tamtej pory nienawidzę zimy. Wracając do Justina.. Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie rozstawaliśmy się ani na moment, spaliśmy razem i nawet się razem kąpaliśmy. Dla nas nie było to nic wstydliwego, wręcz przeciwnie. Byliśmy jak rodzeństwo. On jednak zaczął karierę muzyczną, a mnie pewnie już nawet nie pamięta. Nie zdziwiłoby mnie to. Też chciałabym zapomnieć.. O tych wszystkich złych rzeczach, które mi się przytrafiły. Chciałabym po prostu zapomnieć i żyć dalej. Szkoda, że łatwo to powiedzieć, ale ciężko zrobić.
- Skarbie, Jake i Freya przyszli! - wciąż aksamitny głos mojej rodzicielki obudził mnie z myśli poświęconym byłemu przyjacielowi. Teraz nie byłabym w stanie spojrzeć mu w oczy. Spojrzałam na zegarek cyfrowy stojący przy moim łóżku, który czerwonymi cyframi wskazywał 2:45 po południu. Niedługo 3:00, a ja musiałam iść do pracy. Zawsze umawiałam się z Freyą, Jake'em i Archie'm aby odprowadzili mnie do pizzeri.Wyjrzałam przez okno i zauważyłam, iż monotonny deszcz musiał przestać padać kilka minut temu kiedy do mojej głowy napatoczył się Justin. Schowałam na nasze wspólne zdjęcie z dzieciństwa, jedyne jakie zdołało mi się wyciągnąć kiedy moja mama wyrzucała stare rzeczy, w sam głąb szuflady. Poprawiłam makijaż aby ukryć to, że płakałam wspominając dzieciństwo oraz kilka razy przejechałam szczotką po włosach. Ogarnęłam się w nie mniej niż 5 minut, zeskoczyłam ze schodów i szybko nałożyłam trampki nie zawracając głowy czymś takim jak zawiązanie sznurówek.
- Cześć, mała - przybiłam żółwika z Freyą i dałyśmy sobie kuksańca w bok po czym roześmiałyśmy się. Tak, to jest Freya Collins. Z nią zaprzyjaźniłam się jako pierwsza kiedy zaczęłam chodzić do szkoły w Chicago. Znamy się dokładnie siedem lat i między nami nigdy nie było żadnej kłótni. Freya jest suką dla każdego innego, uważa, że nikt nie dorasta jej do pięt, ale jeżeli się ją lepiej pozna to potrafi być inna.
- No cześć - przytuliłam się do Jake'a i delikatnie musnęłam jego usta. Jake Collins jest przyrodnim bratem Frei, znamy się cztery lata ale parą jesteśmy od roku i kilku miesięcy. Jest bardzo podobny do jego siostry, ale tak samo jak i ona jest inny w towarzystwie przyjaciół.
Pożegnałam się z moją mamą całując ją w policzek i rzuciłam "Cześć" do Erica w kuchni zajmującego się obiadem.
- Zgadniecie kto będzie w Chicago? - zapytała Freya, patrząc to na mnie to na Jake'a. Wiedziała, że nie mamy zamiaru odpowiadać dlatego od razu zerknęła na wyświetlacz telefonu i palec przesunęła w górę, prawdopodobnie chcąc przeczytać artykuł na hollywoodlife.com
- "Młoda gwiazda popu, Justin Bieber został ostatnio przyłapany przez paparazzi wchodząc ze swoją mamą Pattie i Alfredo do samolotu lecącego do Chicago. Na profilu twitterowym Scootera Browna mężczyzna napisał "Justin zamierza wykorzystać dwumiesięczną przerwę na odpoczynek". Wydaje nam się, że wszyscy wiemy co to znaczy. Chicagowskie Belieberki, bądźcie gotowe na przyjazd swojego idola!" - będąc w szoku, wyrwałam komórkę z rąk Freyi i dla upewnienia kilka razy przeczytałam artykuł. Chicago? Co? Dlaczego? Mógł wybrać się gdzieś indziej.. Jak Madryt, albo Londyn czy Paryż.. Dlaczego akurat Chicago?
Oczami Justina:
Chicago. Ledwo pamiętam kiedy ostatni raz tutaj byłem. Dlaczego tu jestem? Moja mama zażyczyła sobie abym wziął dwa miesiące przerwy, gdyż jej zdaniem jestem zbytnio zapracowany. Wykorzystała to, że podczas Believe Tour nie mam żadnego koncertu przez dwa miechy. Samolot właśnie wylądował, a ja od razu wybiegłem z 'latającego ptaka' chcąc być przed Alfredo, z którym umówiliśmy się na to kto wyjdzie pierwszy z samolotu. Kilka razy trąciłem paru pasażerów, jednak nie zapomniałem o przeproszeniu ich. I mimo, że spowalniałem aby przeprosić innych to i tak na ziemi byłem pierwszy. Kiedy Alfredo wybiegł z samolotu, wyśmiałem go i wystawiłem język. Pojechaliśmy do hotelu, gdzie po rozpakowaniu bagaży, Pattie zabrała nas do najlepszej pizzeri w mieście. Nie mieliśmy daleko, zamówiliśmy pizzę i zajęliśmy miejsce przy stoliku. Fanki były wszędzie, rozpoznałem to po tym jak co chwila odwracały się w moją stronę. Nie prosiły o autografy lub zdjęcia, moje Belieberki szanowały mnie i moją prywatność dlatego pewnie to było powodem, iż do mnie nie podchodziły. Kochałem je, były niesamowite.
- Mary, zanieś proszę zamówienie do stolika numer 6 - odezwał się męski głos do dziewczyny, która miała podać nam pizzę. Oblizałem ze smakiem usta i potarłem ręce, nie mogąc się doczekać wielkiego, okrągłego ciasta z dodatkami. Usłyszawszy kroki, podniosłem wzrok i nie mogłem uwierzyć temu co widzę. To była ona. Mógłby mnie zmylić kolor włosów, ale to była jednak ona.. Ta sama dziewczyna z którą kiedyś nie potrafiłem się rozstać, a oboje płakaliśmy kiedy trzeba było iść spać, a nie mogliśmy nocować razem. Te zielone oczy rozpoznałbym wszędzie. Zerknąłem na plakietę na jej białej koszuli, wiedziałem. Niewielkimi, czarnymi literami było wyraźne napisane MARISSA. Wiedziałem, że to ona. Uśmiechnąłem się delikatnie i chciałem coś powiedzieć, ale nie miałem pojęcia co. Czułem na sobie wzrok Alfredo oraz mojej mamy, wiedziałem jednak, że Pattie rozpoznała Marissę tak samo jak ja. Wyobrażałem sobie jak uśmiecha się, że w końcu ją znalazłem.
- Marrie..
♣ Le Auteur:
- Rzygam tym rozdziałem, naprawdę. Jest okropny, nie podoba mi się ani trochę -.- Jezu, na początek mogłoby mnie stać na coś lepszego. W dodatku jest strasznie krótki >.< Poprawię się już w drugim, obiecuję. Mam nadzieję jednak, że ktoś zostanie i będzie czytał to opowiadanie. Za chwilę umieszczę zwiastun, abyście wiedzieli między innymi co i jak. Liczę na komentarze, opinie gdyż one motywują <3
Przepraszam kochana,że skomentuję z anonimka . ( Jakby co tu Kelsi z nk ) . Bardzo się cieszę,że ktoś z fikcji siedzi i pisze opowiadanie. I jak to przeczytałam to bardzo mi się ten twój pomysł spodobał jest oryginalny. I nie mogę się doczekać jak rozwinie się akcja ; * . Pozdrawiam i życzę weny i również czekam na następny rozdział . ~ Kelsi.
OdpowiedzUsuńOkropny? Co ty mówisz! Jest niesamowity! Naprawdę! To dopiero początek, więc długość może być krótka, w dalszych rozdziałach rozwiń się, czytelnicy lubią czytać dłuższe lektury. Nie mam zastrzeżeń co do opowiadania, zaskakuje! :)
OdpowiedzUsuńPs. http://mysterious-lifee.blogspot.com/ - Zapraszam.
Opowiadanie o Justinie, który stracił swoją ukochaną Selene, została mu tylko trzyletnia Lillian, kim jest dla niego? Chcecie wiedzieć? Zapraszam, nie pożałujecie. Jeżeli czytasz, skomentuj. To dla mnie bardzo ważne. :)